"W żywe oczy" - JP Delaney
Wydawnictwo: Otwarte
Data wydania: 5 września 2018 roku
Liczba stron: 424
Data wydania: 5 września 2018 roku
Liczba stron: 424
Claire marzy o tym, aby zostać świetną aktorką. Bierze udział w sztukach, które przyczyniają się do spełnienia jej marzenia. Potrafi grać tak, jak reżyser zapragnie. Idealnie wciela się w rolę i prowadzi życie nowej postaci. Dodatkowo kobieta ma okazję współpracować z firmą prawnicza, gdzie jej zadaniem jest udowodnienie zdrady mężczyzn. Pewnego dnia otrzymuje zlecenie od Stelli Fogler, która posądza swojego męża o niewierność. Pech chciał, że Patrick Fogler nie interesuje się innymi kobietami, a niespodziewanie po spotkaniu z Claire, jego żona zostaje zamordowana.
"Chodzi o to, by zanurzyć się w prawdziwych emocjach związanych z rolą,
aż ta rola stanie się częścią ciebie."
Autor od samego początku idealnie podszedł do kwestii kreacji zawirowań. Jednocześnie mamy okazję poznawać codzienne życie Claire czy Patrica, ale również śledzimy spektakl, w którym główna bohaterka bierze udział. Bywają momenty, że nie wiemy, czy dana sytuacja rozgrywa się na scenie, czy tak wygląda życie. Podejrzenia, co do sprawcy, często wydają się być mylne i momentami nie wiemy kto mówi prawdę, a kto gra.
"Jak mamy sobie zaufać, skoro obydwoje wiemy jak świetnie potrafimy kłamać?"
Życie jest jak teatr. Codziennie zakładamy różne maski. Do pracy najczęściej idziemy z przyklejonym uśmiechem na ustach, wracając do domu zrzucamy kurtynę i cieszymy się, że spotkamy najbliższych. Często również na różne spotkania przybieramy specyficzne maski. Nie chcemy, aby ludzie poznali nas z danej strony i gramy. Udajemy kogoś, kim nie jesteśmy. Zmyślamy fabułę naszego życia, po to, aby zaimponować innym. Niekiedy zdarza się, że taki aktor tak idealnie wchodzi w rolę, że zmienia swoje codzienne życie w to wyidealizowane.
Miałam przyjemność czytać "Lokatorkę" tego Autora i przyznam szczerze, że miałam wygórowane oczekiwania odnośnie tej pozycji. O ile poprzedni thriller skradł moje serce, w tym przypadku było inaczej. Rozumiem, że specjalnie został zastosowany zabieg mieszania codzienności z grą, ale mnie to do końca nie urzekło. Doczekałam się moich ulubionych zwrotów akcji i niespodzianek w czasie lektury, jednak brakowało mi takiej jednej wielkiej, gdzie złapałabym się za głowę i powiedziała "Ale jak to?!".
"Bo jak się okazuje, jedyną rzeczą, której
nigdy nie pokazują w filmach jak należy, jest śmierć.
Ludzie nie
chwytają się za serce i nie leżą bez ruchu, żeby wokół dalej mogła się
toczyć akcja.
Ciało nie chce umierać. Poddaje się dopiero długo, długo
po tej chwili,
w której wiadomo że będzie musiało się poddać. Ciało
krwawi, drga i łapczywie chwyta powietrze. Ciało walczy jeszcze
zacieklej niż ratownicy medyczni biegnący mu na pomoc.
Ciało nie chce
się pogodzić z tym, co nieuniknione."
Jestem bardzo ciekawa jak Wy odebraliście tę pozycję. Czytaliście "Lokatorkę" i porównaliście te dwa thrillery, czy "W żywe oczy" było Waszym pierwszym spotkaniem z twórczością JP Delaney? A może lektura dopiero przed Wami?
Moja ocena: 7/10
Za egzemplarz dziękuję bardzo